Rysy to najwyższy szczyt polskiej części Tatr. Wysokość jego północno-zachodniego wierzchołka, który leży na granicy polsko-słowackiej wynosi 2499 m n.p.m. Pozostałe dwa wierzchołki znajdują się na Słowacji i mają wysokość 2501 m n.p.m. oraz 2472 m n.p.m. Szczyt Rysów należy do Korony Gór Polski oraz Korony Europy.
Rysy to także najwyższa góra w całych Tatrach, na którą można wejść znakowanym pieszym szlakiem (na niektóre szczyty na Słowacji, w tym Gerlach, można wejść jedynie z przewodnikiem). Udostępniony turystycznie jest jedynie wierzchołek leżący na granicy polsko-słowackiej, Możemy się na niego dostać czerwonym szlakiem zarówno z Polski, jak i Słowacji. Wejście na Rysy od słowackiej strony jest zdecydowanie łatwiejsze. Część osób będąca na granicznym wierzchołku przechodzi również na słowacki, który jest o półtora metra wyższy. Trzeba mieć jednak na uwadze to, że jesteśmy w parku narodowym i schodzenie ze szlaku jest zabronione.
Na parkingu na polanie Palenica Białczańska meldujemy się o 4.45. Przed godziną piątą kupujemy bilety wstępu do Tatrzańskiego Parku Narodowego i wchodzimy na czerwony szlak. Rozpoczynamy wędrówkę asfaltowa drogą do Morskiego Oka. Według oznaczeń przy schronisku powinniśmy być po 2 godzinach i 20 minutach. My pokonaliśmy ten ośmiokilometrowy odcinek w 1 godzinę i 40 minut. Droga jest praktycznie pusta. Spotykamy kilkanaście osób, które podążają w tym samym kierunku. Pod schroniskiem organizujemy prawie półgodzinny odpoczynek połączony ze śniadaniem. Bardziej szczegółowy opis tego odcinka trasy znajduje się tutaj.
Morskie Oko to najbardziej znany tatrzański staw. Do niedawna określane było też największym stawem pod względem powierzchni. Jednak według ostatnich pomiarów większy powierzchniowo jest Wielki Staw Polski w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Tafla wody Morskiego Oka znajduje się na wysokości około 1410 metrów n.p.m. Stojąc u jego brzegu na pierwszy plan wysuwają się trzy wierzchołki Mięguszowieckich Szczytów, które to przewyższają powierzchnię lustra wody o ponad kilometr. Charakterystyczna jest również sylwetka zlokalizowanego na prawo od nich szczytu Mnicha. Natomiast cel naszej wyprawy jest niczym nie wyróżniającym się szczytem z lewej strony. Spod Morskiego Oka wychodzimy o godzinie 7:10.
Kolejnym przystaniem w drodze na Rysy jest Czarny Staw pod Rysami. Oznaczenia mówią o godzinie wędrówki. Trasa początkowo biegnie wschodnim brzegiem Morskiego Oka. Szlak w tym miejscu jest niezwykle malowniczy. Szczególnie rano, gdy słońce jest jeszcze nisko i oświetla tylko górne partie wznoszących się naokoło szczytów. Będąc już po drugiej stronie stawu dochodzimy do miejsca, w którym czerwony szlak rozgałęzia się w kierunku Czarnego Stawu. Skręcamy więc w lewo. Idąc dalej prosto obeszlibyśmy Morskie Oko i wrócilibyśmy do schroniska. Do tej pory wędrówka nie nastręczała żadnych trudności. Od parkingu przebyliśmy 9 kilometrów oraz 400 metrów w pionie. Między powierzchniami luster wody Morskiego Oka i Czarnego Stawu jest prawie 200 metrów różnicy, którą to właśnie teraz musimy pokonać. Szlak wiedzie wyłożoną kamieniami i głazami ścieżką. W piętnaście minut jesteśmy nad Czarnym Stawem pod Rysami.
Czarny Staw pod Rysami to drugie co do głębokości jezioro w Tatrach. Jest to również najdalej na południe wysunięte jezioro w Polsce. Otoczone jest od wschodu, południa i zachodu strzelistymi ścianami okolicznych szczytów. Skutkuje to małą ilością światła słonecznego docierającego w to miejsce. Uboga jest również tutejsza roślinność, a w samym stawie ze względu na brak pożywienia nie ma ryb. Wszystko to powoduje, że czuć w tym miejscu aurę surowości i niedostępności. Nad brzegiem Czarnego Stawu pod Rysami znajduje się żelazny krzyż, na którym widnieje napis 1835. Został od ustawiony w tym miejscu we wrześniu 1836 roku. Obok krzyża ma początek zielony szlak na Przełęcz pod Chłopkiem. My idziemy dalej w prawo czerwonym szlakiem. Jest godzina 8:05.
Obchodzimy staw od wschodu. Gdy już mamy go za sobą kierujemy się w stronę Buli pod Rysami. Od tego momentu, aż do samego szczytu czeka nas mozolne, krok za krokiem, zdobywanie wysokości. Idziemy w górę po kamieniach i skałach. Są momenty, w których szlak jest dość mocno zniszczony. Utrudnia to i trochę spowalnia przejście. Mimo, że jest prawie połowa lipca na szlaku w kilku miejscach leży jeszcze śnieg. Nie jest go dużo, jednak podczas przejścia po nim czasem trudno utrzymać równowagę. O godzinie 9:45 dochodzimy do miejsca, w którym rozpoczyna się część szlaku ubezpieczona łańcuchami. Droga prowadzi stromymi, skalnymi płytami. Łańcuchy będą nam towarzyszyć już na sam szczyt. Choć zdarzają się krótkie odcinki, na których ich nie ma. Przed samym szczytem znajduje się chyba najtrudniejszy punkt całej wędrówki. Jest to kilkunastometrowy, mocno eksponowany odcinek zwany „przełączką”. Przejście przez niego, nie jest szczególnie trudne technicznie. Problematyczny jest bardziej widok w dół, który mamy za sobą podczas przejścia. Dla niektórych osób może być on paraliżujący. Na szczycie Rysów jesteśmy o 10:55. Wejście z Palenicy Białczańskiej zajęło nam dokładnie 6 godzin. Wynagrodzeniem trudu jakiego wymaga zdobycie najwyższego szczytu w Polsce, oprócz satysfakcji jest też niesamowity widok jaki się z niego roztacza. Należy on do najlepszych w całych Tatrach. Na szczycie spędzamy około 50 minut.
Schodzimy tą samą trasą. Dodatkowym utrudnieniem na odcinku z łańcuchami jest fakt, że musimy się mijać z osobami wchodzącymi. W drodze powrotnej zmniejszyliśmy tempo wędrówki. Więcej mieliśmy postojów i były one dłuższe. Poskutkowało to tym, że czas zejścia był o godzinę dłuższy, niż czas potrzebny do wejścia na szczyt. Nad Morskim Okiem jesteśmy o godzinie 16:30, natomiast na parkingu o 18:50.
Wejście na Rysy od polskiej strony to długa i wyczerpująca wyprawa. Dla osób obytych z górami, szczególnie z tymi wyższymi, nie powinna być szczególnie trudna. Na pewno nad sensem wejścia na Rysy powinny się zastanowić osoby wrażliwe na dużą ekspozycje. Niezbędna jest również dobra kondycja. Warto mieć na uwadze, że wejście na szczyt to dopiero połowa drogi. Zejście jest w tym przypadku również wyczerpujące, a w drodze powrotnej zmęczenie jest coraz większe. Całość trasy to 25 kilometrów i ponad 1500 metrów różnicy wysokości, a suma podejść to ponad 1850 metrów.
Ależ widoki i jak pięknie pokazane. Strasznie dużo ludzi na szczytach. Obleźli te góry jak mrówki
Morgoniusz ⋅